Forum Kraina Lintharia Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Klify ognia

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Kraina Lintharia Strona Główna -> Biblioteka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Moveric
Gość





PostWysłany: Pią 14:49, 19 Gru 2008 Temat postu: Klify ognia

TO jedno z moich opowiastek

Bardzo proszę o ocenę

Klify Ognia

Postanowiłem zbadać tajemnicze góry, Klify Ognia. Nie byłem pewien, co mogę napotkać podczas mojej wędrówki, toteż zabrałem ze sobą rzeczy, które są niezbędne w każdej sytuacji.
Było kwadrans po siódmej, ale mój przyjaciel, z którym mam się wybrać, jak zwykle był spóźniony.
- No nareszcie, Ben gdzie ty się podziewałeś?
- No wiesz- powiedział niezbyt trzeźwym głosem
- Nie wiem czy tu wrócimy. Musiałem wstąpić do „Martwej Harpii” na szklaneczkę czegoś głębszego.
- Mam nadzieję, że będziesz mógł iść w miarę się nie chwiejąc. W końcu idziemy w daleką podróż.
Obydwaj mieliśmy nadzieję, że strażnicy Sandstorm nie zatrzymają nas i, że nie będą zadawać pytań o cel naszej podróży. Nie chciałem zdradzać nikomu, dokąd idziemy, oprócz osób, które musiały to wiedzieć.
Obmyśliłem pewien plan, co do poufności naszej wyprawy, ale nie jestem całkowicie przekonany, że straż nam uwierzy. Jestem przecież szanowanym kupcem, lecz byłem bardzo ciekawy czy opowieści, jakie głoszą o wielkiej wartości „smoczej waluty” są prawdziwe.
Zarzuciliśmy na siebie płachty wędrownych żebraków, i czym prędzej pośpieszyliśmy do północnej bramy. Tak jak przypuszczałem północna brama będzie najodpowiedniejszym miejscem, ponieważ jej strażnicy o tej porze zazwyczaj patrolują port. Była ona wysoka i chyba zachowała się ze starych murów obronnych. Znajdowały się na niej dwie malutkie komnatki które w razie oblężenia miały służyć jako wieżyczki obserwacyjne. Zobaczyliśmy tam jedynie jednego czeladnika. Człowiek ten był niskiej postury ubrany w codzienny strój roboczy. Nie chciałem by zainteresował się nami więc próbowałem zachowywać się jak łachmyta.
- Witaj panie. Mógłbyś poratować monetą biednych, żeberaków? – Powiedziałem dając znaki do Bena, by siedział cicho.
- Zamknij się głupcze! Nie będę nikogo ratował. Trzeba pracować na swą dolę. Jedyni ludzie, którym przychodzę z pomocą, to Ci, którzy płacą cło dla straży. Niech żyje, Ivelios!! – Krzyknął podniecony.
Pomyślałem wtedy, że mamy do czynienia z kolejnym fanatykiem przywódcy straży.
-Tak panie, ale czy mógłbyś oświecić nas swoją łaską i przepuścić przez bramę?
- Spieprzaj! Niech Cię nie widzę! A jeżeli dowiem się, że w porcie coś się stało zostaniecie natychmiastowo skazani.
Dobrze, że to idiota. Nawet nie chciał wiedzieć gdzie idziemy. Nie chcę nawet myśleć, co by się stało gdyby straż odkryła, że zmierzamy w kierunku Klifów Ognia. Słyszałem, że wiele osób wychodziło z miasta i zmierzało tamtym kierunku w poszukiwaniu „Smoczej Waluty”, lecz bezpowrotnie.

***

Byliśmy już w pobliżu gór Nemhal. Od czasu gdy opuściliśmy miasto nie widzieliśmy żadnego człowieka. Nasza podróż była dość męcząca gdyż cały czas podróżowaliśmy przez pustynie. Nagle coś nas zaniepokoiło. Od dłuższego czasu wiedzieliśmy, że coś lub ktoś za nami idzie, ale mieliśmy nadzieję, że to tylko jakieś obłąkane zwierze. Usłyszeliśmy przytłumione głosy. Obróciłem się na pięcie i rozejrzałem po okolicy. Widziałem przed sobą nieogarnione połacie piasku. Nagle koło mnie wylądowała strzała. Nie wiedziałem, jakie wtedy miałem wielkie szczęście.
- Ben! – Krzyknąłem. – Bandyci!
Nie miałem czasu na myślenie o jakimkolwiek planie. Ben i ja zaczęliśmy uciekać tak szybko, jak tylko mogliśmy.
Gdy dotarliśmy już do podnóży Nemhal’u zacząłem szubko się rozglądać za dobrą kryjówką. Wskoczyłem za pierwszą napotkaną skałę. Ochłonąłem słysząc, jak oprawcy wdrapują się na szczyt klifu. Nagle zauważyłem, że nie ma ze mną Bena. Ostrożne wyjrzałem. Nie wiem jak to się stało, zobaczyłem jak jego ciało leży zakrwawione na piasku. W sercu miał wbity grot strzały, a złodzieje przeszukiwali go w celu zgrabienia i przywłaszczenia sobie jego rzeczy. Gdybym miał w tedy dość siły i odwagi by stanąć z nimi do walki. Opierając się o skalną ścianę powoli usiadłem. Schowałem twarz w ramionach. Nie wiedząc, co dalej pocznę. W mą głowę niczym gwoździe powoli i boleśnie wbijała się świadomość o utracie tak bliskiej dla mnie osoby. Dopiero teraz mogłem się z bliska przyjrzeć miejscu mojej kryjówki. Wokoło mnie niebyło nic oprócz piasku i skał. Niezliczone góry pięły się nad moją głową. Godziny płynęły wolno. Ciało Bena przyłożyłem kamieniami by choć w tak małym stopniu oddać mu cześć. Wieczorem byłem strasznie wyczerpany położyłem się pod głazami i powoli zasnąłem.
Obudziła mnie poranny wiatr , który przeszył moje ciało. Uświadomiłem sobie, że to, co wczoraj zaszło nie było strasznie przykrym snem. Mimo to stwierdziłem, że skoro odważyłem się wyruszyć na tą wyprawę to muszę ją dokończyć. Sprawdziłem swoje zapasy. Stwierdziłem, że wystarczą mi tylko na tydzień. Później będę musiał polować lub znaleźć inny sposób na przetrwanie. Musiałem iść dalej. Nie wiedziałem do końca, co mnie czeka, ale po utracie mojego najlepszego przyjaciela byłem gotowy na wszystko.

***

Cztery dni później dotarłem do Klifów Ognia. Wciąż nie do końca wierzyłem że Ben mógł tak po prostu zginąć. Nie byłem w stanie dużo zjeść. Moja sytuacja nie była zbyt dobra.
Przez środek klifów biegło coś w rodzaju głównego traktu. Poszedłem nim mając nadzieje, że znajdę tam jakieś źródło.
Niestety, spotkałem tam wiele drapieżników, nie były one jednak straszliwie niebezpieczne jak mówiły opowieści. Każdy człowiek bez problemu by sobie z nimi poradził. Jednakże miałem bardzo mało siły, gdy spotkałem kolejnego wilka nie mogłem go pokonać. Upadłem myśląc, że nie żyje.

***

- Witaj młodzieńcze. Co Cię sprowadza w tak dzikie krainy? – Rzekł to jakiś stary przygarbiony mężczyzna. Zobaczyłem, ze jestem okryty kocem i leże w starym dębowym łóżku. Byłem w jakiejś chacie.
- Kim jesteś panie? – Wydukałem.
- To nie ważne, ważne, kim ty jesteś i czego tu szukasz.
- Na imię mam Darwin, przybywam z Sandstorm.
- Mmm…długa droga za tobą, nie wspominając już o karkołomnej wspinaczce. Powiedz mi wreszcie, czego tu szukasz?
- Przybyłem tu w poszukiwaniu „Smoczej Waluty”.
- Och, widzę, że w mieście dowiedzieli się już o zielonych monetach.
Nagle stało się coś dziwnego. Starzec machnął ręką i zapalił świecę. Słyszałem o magach, lecz nigdy nie widziałem ich na własne oczy.
- Jak to zrobiłeś?
- Och, to było bardzo proste. W każdym człowieku kryje się „wewnętrzna moc”. Wystarczy ją odkryć. Gdy już ją opanujesz stworzysz wiele ciekawszych i dziwniejszych rzeczy.
-Jak się tu znalazłem?
- Codziennie przechadzam się po górach, a przed dwoma dniami spotkałem Cię nieprzytomnego na trakcie do Khaza’ard.
- Jakie Khaza’ard? O czym ty mówisz?!
- O szkole magów wędrowcze. Skoro tutaj dotarłeś, myślę, że mogę Ci zaufać. Od dawien dawna Khaza’ard to szkoła przygotowująca młodych adeptów do trudnej sztuki magii. Staramy się zachować to w tajemnicy.
Nie miałem pojęcia, że może istnieć coś takiego jak szkoła magów. Uważałem, że magowie sami uczą się wszystkich zaklęć, ale ta szkoła jest równie prawdopodobna, jak moje przemyślenia.
- Czy to znaczy, że każdy może się uczyć magii?
- Jeżeli człowiek odkryje w sobie powołanie do magii, wtedy może zacząć naukę w Khaza’ard.
- A czy ja mógłbym pobierać tam nauki?
- Ochłoń trochę. Dopiero dowiedziałeś się, że istnieje coś takiego, a już masz zamiar się w tam uczyć? Niektórzy latami próbują się do niej dostać i zasypują podaniami Mistrzów. Jeżeli pokażesz, że naprawdę odkryłeś w sobie ducha magii to wtedy zastanowimy się czy Cię przyjąć.
- Jak to, zastanowimy? – Spytałem zdziwionym głosem.
- Jestem jednym z sześciu Mistrzów. Mam na imię Xsan. Panuje nad mocami ziemi . Wszytsko, co jest z nią związane nie jest mi obce. Wiesz, że każda, nawet najmniejsza roślina posiada swoją aurę magiczną. Ja potrafię ją odnaleźć i przemawiać do niej.
- A co z pozostałymi pięcioma Mistrzami?
- Tak, jest jeszcze Tarius – Mistrz wody, Inar – Mistrz ognia, jest również odpowiedzialny za całą akademię, nazywają go również ognistym władcą, Kseon – Zaklinacz pogody, Meridth – Mistrz nekromancji, oraz Veroth – Mistrz zaginionych języków. Zawsze każdy czeladnik wybiera sobie jednego Mistrza, a następnie odbiera praktyki z jego dziedziny.
Rozmawialiśmy tak jeszcze przez jakiś czas, aż w końcu Xsan zaproponował mi, że dopóki nie wydobrzeje będę mógł u niego mieszkać, w zamian za pomoc w pracach domowych. Dostałem również pożywienie.
Po kilku dniach zauważyłem, że starzec nie używa swych umiejętności do wykonywania czegokolwiek. Któregoś dnia postanowiłem go o to zapytać, a on mi odpowiedział:
„Widzisz, magia nie służy do ułatwiania życia. Bogowie stworzyli ją po to, by pewni ludzie byli w stanie doglądać i ulepszać ich dzieło. Magie stosuje się do większych czynów”.


***

Pomagałem Xsanowi w jego obowiązkach, ale pragnąłem posiąść ten wielki dar, nauczyć się magii. Pewnego wieczoru, gdy Mistrz wyszedł na przechadzkę próbowałem wydobyć z siebie to samo, co on, i zapalić świeczkę. Chodź bardzo się męczyłem z moich rąk nie wydobyła się nawet iskierka. Nie wiedziałem natomiast, że Xsan cały czas mnie obserwuje. Rozsiadłem się wygodnie w fotelu, gdy nagle usłyszałem głos:
„Darwenie, jako, iż nadano mi takie prawo przyjmuję Cię do Khaz’ard. Od jutra zaczniesz nauki. Mimo, że nie rozpaliłeś świeczki, rozciągała się dookoła Ciebie niesamowicie wielka aura. Jestem przekonany, że będziesz pilnym uczniem”.
Nazajutrz ja i Mistrz wyruszyliśmy do akademii. Droga była dość męcząca, ponieważ cały czas szliśmy pod górę. Byliśmy już dość wysoko w górach gdy nagle spotkaliśmy jednego z Mistrzów
- To Tarius – szepnął mi do ucha Xsan.
- Witaj Xsanie. Kogóż nam tu sprowadziłeś?
- To nowy uczeń. Ma niesamowicie dużą aurę, ale nie potrafi jej jeszcze opanować.
- Dalej nie rozumiem, dlaczego wyprowadziłeś się na to pustkowie, ale cóż, to był twój wybór. A co do ucznia, wiesz gdzie masz się z nim udać.
- No tak, oczywiście, muszę uzyskać zgodę Innosa by oficjalnie przyjęli go do akademii.
- Żegnaj, więc Xsanie! Muszę zająć się swoimi obowiązkami.
- My również musimy iść. Do zobaczenia!
Wyszliśmy jeszcze wyżej. Powietrze tam było już cięższe i moje płuca musiały się do tego przyzwyczaić.
-Jesteśmy- szepnął jakby do siebie Xsan.
Staliśmy przed wielką skałą. Zdziwił mnie bardzo fakt że nie widziałem dokoła żadnych zabudowań. Wtem mój towarzysz zaczął wypowiadać dziwne słowa nie wiedziałem jak to możliwe ale w skale pojawiły się pęknięcia, które po paru sekundach uformowały się w całkiem spore wrota. Staruszek rozchylił je, a przed moimi oczami odsłoniła się olbrzymia jaskinia. Mag wchodził tam bez wahania ja jednak miałem co do tego wątpliwości.
-No, chodź- zachęcał mnie- chyba się nie boisz?
Podszedłem do niego powoli i ostrożnie gdy nagle usłyszałem że drzwi zaczęły się zamykać. Ku mojemu zaskoczeniu światło jednak nie znikło wraz z zamknięciem się przejścia. W jaskini dalej było jasno. To musiała być magia. Było tam wiele budynków, mogłem jednak stwierdzić że większa część z nich to mieszkania. Było tam wielu ludzi. Weszliśmy do największej budowli. Znajdowały się tam dwoje drzwi, my weszliśmy przez te po lewej stronie. Poczułem się tedy jakbym przekroczył drzwi biblioteki. W powietrzu unosił się zapach starego pergaminu. Było tam małe biurko na którym znajdywał się globus i mapa. Stało tam również wiele regałów z książkami, innych dziwnych rzeczy które znajdowały się w tej komnacie nie sposób wymienić. Między ścianami spacerował siwy staruszek w długiej pięknie zdobionej szacie. To on widząc Nas zagadnął pierwszy
-Witam, Cię Xsanie dlaczegóż tutaj przychodzisz?- zapytał mistrz Indos najwyraźniej zdziwiony tą wizytą
-Witaj Inarze, przychodzę z nowym uczniem.-odparł a w jego głosie dało się słyszeć lekki strach
-No proszę, dobrze potrzebujemy nowych rekrutów powiedz mi, co takiego potrafi ten oto przyszły uczeń?
-Niestety nie umie jeszcze posługiwać się swoją mocą, ale jego aura jest bardzo wyraźna
-Dobrze, powinieneś poradzić sobie z drobnym zadaniem.- powiedział tym razem zwracając się do mnie- Musimy przecież sprawdzić czy jest godny zaufania. Proszę- powiedział podając mi księgę.- Strzeż jej jak oka w głowie, ta księga zawiera całą historie Khaz’ard. Zaczęli spisywać ją nasi przodkowie, ponad 500 lat temu. Zawarte są w niej najmniejsze szczegóły dotyczące tego miejsca. Daje Ci ją byś dowiedział się rzeczy które powinien znać każdy uczeń. Byśmy jednak mieli pewność że ją studiujesz musisz wyjść poza mury szkoły.
- Ale jak mam tu wrócić? Nie znam magii, a jeżeli moje przypuszczenia są słuszne nie otworze wrót bez tej umiejętności.
-To prawda.- odparł Inar- Lecz gdy ukończysz test któryś z mistrzów przyjdzie po ciebie.




***


Musiałem wyruszyć poza teren szkoły by spełnić warunki. Jednak obóz rozbiłem nieopodal, nie chciałem zgubić się w tych górach. Mimo iż Inar zapewniał mnie o tym że ktoś po mnie przyjdzie odczuwałem lekki strach. Zastanawiałem się nad tym czy Władca Ognia nie podjął już decyzji co do mnie. Taki test to dobry sposób na wyeliminowanie niepotrzebnego natręta.
Obóz robiłem na skałach, nie mogłem jednak rozpalić ogniska, ponieważ ni miałem skąd wziąć drewna. Owinąłem się w Kika koców i zacząłem czytać.
Po kilku dniach studiowania księgi dowiedziałem się, że Khaz’ard ma ogromnie długą tradycje. Ponad 500 lat temu założył ją pewien mag, który kształcił się przez całe życie. Mimo iż był najpotężniejszym człowiekiem świata dalej się doskonalił. Postanowił więc dać to możliwość również młodszemu pokoleniu. Założył skore do której zaprosił wszystkich najpotężniejszych magów w różnych dziedzinach.
Nagle usłyszałem cichy dziecięcy głos.
- Czy mógłby mi pan dać trochę wody.- Zobaczyłem przed sobą odzianego w jakąś starą szmatę chłopca. Był strasznie posiniaczony i poobijany. Widać było, że wiele dni spędził w tych górach.
- Dziecko, co ty tu robisz?- spytałem jednocześnie okrywając go kocem i dając menzurkę z wodą.
- Ojciec kazał mi wyruszyć w góry.- powiedział a w jego oku niczym rusałka zatańczyła kropla łzy.- Kazał mi iść w góry w poszukiwaniu jakiejś szkoły magów.
Gdy usłyszałem ostatnie słowa zamarłem. Szybko jednak zapanowałem nad swoim ciałem, i spróbowałem przyjąć zdziwioną postawę.
- Jaką szkołę magów?!- starałem się grać jak najbardziej umiałem.
- Mój ojciec- mówił dalej chłopiec ma obsesje na Tym punkcie. Wyrzucił mnie z domu dwa tygodnie temu. Powiedział, że dopóki nie zdobędę informacji na jej temat nie mam po co wracać do domu.
- Przecież twój ojciec jest szalony!!- wykrzyknąłem pełen złości.- Jak można wysyłać dziecko na pewną śmierć?!
- Może jednak pan wie coś o tej szkole?- zapytało dziecko.
W tym właśnie momencie stanąłem przed prawdziwym dylematem. Nie mogłem przecież zdradzić nikomu tajemnicy której mi powierzono. Jednak dziecko chciało wrócić do domu. Bez dowodu na istnienie szkoły nie miało tam czego szukać. Jednak lojalność wobec magów wzięła u mnie góre.
- Niestety chłopcze nic mi o niej nie wiadomo.- Starłem się by zabrzmiało to jak najbardziej szczerze.
- Więc trudno. – odparł- Będę musiał iść dalej.
Zaczął odchodzić powolnym chwiejnym krokiem.
- Poczekaj!- Krzyknąłem i podbiegłem do niego.- Weź tobie bardziej się przydadzą.- powiedziałem wręczając mu menzurkę i koc.
- Dziękuje panie.
Nagle coś zwirowało a przede mną nie stał już chłopiec lecz Mistrz Inar.
- Gratulacje. Zdałeś egzamin jesteś przyjęty do Khaz’ard.
Dalej wszystko się szybko potoczyło zostałem adeptem u Tariusa. Po raz pierwszy od utraty mojego przyjaciela uświadomiłem sobie po co tak naprawdę tu przybyłem.
Spytałem raz więc mistrza Inara czy wie co to jest „smocza waluta”. A on odpowiedział mi:
„Widzę że historie o tych monetach dotarły już do miasta. Cóż, te monety to dość silny przedmiot magiczny nazywany w naszym świecie artefaktem. Dostaje go każdy mag po ukończeniu akademii. Jest to talizman przynoszący szczęście. Ty również go otrzymasz po zakończeniu nauk.”


Ostatnio zmieniony przez Moveric dnia Pią 14:50, 19 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Carrolin LaLonde
Administrator


Dołączył: 02 Lip 2008
Posty: 116
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Orthyean

PostWysłany: Pią 16:46, 19 Gru 2008 Temat postu:

Muszę przyznać, że jestem nieco skonfundowana. Sporo tu błędów stylistycznych, gramatycznych i interpunkcyjnych. Czasem też zmieniasz nadawane przez siebie nazwy (na przykład: raz czytam o Khaza'ard, a potem o Khaz'ard). To nie ułatwia czytania. Ale ogólnie napisane jest dość nieźle, choć może brak tu jakiegoś oryginalniejszego pomysłu. Ja postarałabym się to wydłużyć, brakuje mi nieco opisów; jaskinia magów aż się prosi o cały akapit dla siebie. I jeszcze jedno, ale to moja osobista uwaga: ja bym oblała Darwina. Mag powinien przedkładać dobro innych nad swoje, a więc pomóc chłopcu za wszelką cenę. Przynajmniej w moim mniemaniu.
Ponarzekałam, a tak naprawdę czytało mi się nieźle. Wymaga odrobiny dopracowania i będzie naprawdę dobre.


Ostatnio zmieniony przez Carrolin LaLonde dnia Pią 16:49, 19 Gru 2008, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Kraina Lintharia Strona Główna -> Biblioteka Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin