Forum Kraina Lintharia Strona Główna
  FAQ  Szukaj  Użytkownicy  Grupy  Galerie   Rejestracja   Profil  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  Zaloguj 

Złoto nie dla głupców

Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Kraina Lintharia Strona Główna -> Biblioteka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat
Autor Wiadomość
Carrolin LaLonde
Administrator


Dołączył: 02 Lip 2008
Posty: 116
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Orthyean

PostWysłany: Wto 12:48, 06 Sty 2009 Temat postu: Złoto nie dla głupców

...czyli drobne opowiadanie wyrażające mój pełen samouwielbienia podziw dla Carrolin LaLonde.

Pani kapitan bywała czasem zmęczona. Nieczęsto, ale zdarzało się. To właśnie był jeden z dni, kiedy Carrolin LaLonde nie miała nawet siły podnieść się ze swojej koi, aby opieprzyć za coś rządcę. Poprzedniego dnia w karczmie w Orthyean odbyło się wesele pierwszego oficera jednego z szybszych statków Szkarłatnej Floty – „Asa Pik” z inteligentną i sprytną, acz brzydką jak noc akrobatką, która dołączyła do załogi okrętu ledwie kilka tygodni wcześniej. Spokojne początkowo spotkanie dość szybko przerodziło się w ostrą bijatykę z użyciem tulipanów, szabli i nóg od krzeseł. Wszystko dlatego, że jakiś idiota zbyt mocno zamachnął się kielichem, aby wznieść toast za parę młodych. Przypadkowo walnął w nos stojącego za nim starszego, a jednak wciąż hardego sternika „Asa Pik”, a ten nie omieszkał oddać. Zgodnie z panującą tradycją, na weselach wszyscy są równi, więc i sama kapitan została szybko wciągnięta w wir walki. Nie liczyła, ilu osobom rozbiła nosy, ani ile razy oberwała w splot słoneczny. To nie miało najmniejszego sensu, szczególnie, że po kilku szklanicach mocniejszego trunku wszelkie rachowanie nabierało innego wymiaru.
- Pani kapitan! – ostrożne pukanie do drzwi wyrwało ją z tępych rozmyślań – Pani kapitan, to ja, Hakon! Wieści mam!
- Czy te wieści wiążą się bezpośrednio z widocznym z zagrożeniem mojego życia? – wychrypiała Carrolin unosząc głowę z koi
- Eee… Nie, nie wiążą się. – padła cicha odpowiedź
- Czy w takim razie moja niewiedza przyczyni się do rozbicia w pył mojej floty?
- Nie.
- A może sprawi, że wyspa Lanodiel zostanie zajęta przez kogoś innego?
- Nie, ale… – próbował zaprotestować goniec
- To spierdalaj i nie pokazuj się do wieczora. – odkrzyknęła i przewróciła się na drugi bok tak, że leżała teraz tyłem do drzwi
- Pani kapitan, królowi Taiardowi krasnoludy znalazły skarb! – wydusił z siebie Hakon
LaLonde chwilę jeszcze leżała bez ruchu czekając, aż wiadomość w pełni dotrze do jej świadomości. Nagle poderwała się, odgarnęła zniecierpliwionym gestem włosy wpadające do oczu i założyła na lewe oko opaskę. Otworzyła drzwi będąc w pełni gotowości do działania.
- Jakiż to skarb nasze kurdupelki znalazły, że chcą nim szczodrze obdarować drogiego króla Taiarda? – zapytała krzywiąc się lekko. Każde powodzenie władcy odczuwała jako osobistą klęskę, a bardzo nie lubiła tego uczucia
- Ja nie wiem dokładnie, tylko kazali mi to przekazać. „Dziecko Szczęścia” wróciło do portu, kapitan Amira wysłała mnie do pani.
- Hakon, lećże do Amiry i każ jej przyjść natychmiast, choćby nie wiem jak była zajęta. To samo powiedz Jorgenowi, Sade i Kalinie. Kalina ma przyjść nawet, jakby rodzić zaczynała w tej chwili. Nic mnie ich osobiste sprawy nie obchodzą. Może jeszcze Tuomas…
- Pani kapitan, „Kanarek” wczoraj opuścił port.
Carrolin z uznaniem spojrzała na chłopaka i pogoniła go skinieniem dłoni. Sama pobiegła do swojego gabinetu po drodze odmawiając zjedzenia czegokolwiek oraz wydając rozkaz podania sobie wrzącej herbaty. Wpadła do pomieszczenia i mało nie zabijając się o stojące na środku krzesła, dotarła do swojego biurka. Wszystkie leżące na nim papiery zgarnęła na jeden stos, następnie otworzyła okno i bez skrupułów wywaliła wszystkie na dwór. Przez chwilę stała i patrzyła, jak silny wiatr znosi wszystko nad wodę. Gdy już się napatrzyła, podeszła do pękającej w szwach szafy w rogu pokoju. Mieściły się w niej niezbędne do prawidowego funkcjonowania dokumenty, sprawozdania, akta i plany, które w przypływie dobrego humoru schowała, zamiast wyrzucić za okno. Ostrożnie otworzyła ją z klucza i przeszukała wyjmując skrawki pergaminu, teczki i złożone mapy. Gdy uznała, że znalazła wszystko, co mogła, zrzuciła wszystko na stół i rozsiadła się na swoim krześle.
Pierwsza przyszła do jej pokoju kobieta z herbatą. Została chwilę z podziwem oglądając, jak kapitan wielkimi łykami upija wrzący napój. Chwilę po jej wyjściu, w gabinecie zjawiła się Amira, młoda i nadzwyczaj drobna arthanka. Usiadła na wskazanym krześle i wbiła wzrok w mapę wiszącą na wysokości jej oczu. Nim LaLonde dopiła herbatę, pojawiła się jeszcze Sade. Jako ostatni przyszli Jorgen rozmawiający z ciężarną Kaliną, która, mimo najszczerszych chęci, nie zaczynała jeszcze rodzić. Szkarłatna Kapitan wstała.
- Witajcie. Zaprosiłam was tutaj zaniepokojona wieściami, jakie zostały mi przyniesione. Jakoś nie uśmiecha mi się wizja tego durnia przeliczającego z lubieżnym zachwytem zdobycze i planującego wydanie ich na uprzykrzanie mi życia w celu ukrócenia mojej niepodzielnej władzy na Morzu. Amiro, zapytam dla formalności: czy dzisiaj rano wysłałaś do mnie tego dzieciaka Hakowa, aby powiadomił mnie o fakcie odnalezienia przez krasnoludów skarbu i chęci przekazania go mojemu ulubieńcowi Taiardowi?
- Tak, pani kapitan.
- Wspaniale. Szczerze mówiąc, guzik mnie obchodzi, w jaki sposób weszłaś w posiadanie podobnych informacji, więc nie będę o to pytać. Chciałabym cię oficjalnie wyznaczyć na zwierzchniczkę całej operacji jako tę, która dostąpiła wątpliwego zaszczytu przyniesienia mi podobnych wieści, a także poinformować o mojej chęci wzięcia udziału w wyprawie. Nie powinna być zbyt skomplikowana, nie masz się czego obawiać. Potraktuj to jako sprawdzian swoich umiejętności. A teraz do rzeczy. Akcję chrzczę niniejszym „Złoto nie dla głupców”. – Carrolin zamaszystym pismem wypisała nazwę na okładce pustej jeszcze teczki
- Tak jest, pani kapitan. – Amira zasalutowała raźno, wzięła kawałek czystego pergaminu, pióro gęsie, umoczyła je w kałamarzu i zaczęła notować – Jorgenie, ty najwięcej czasu spędzasz na lądzie. Jakieś propozycje?
- Przede wszystkim musisz odpowiedzieć mi na kilka pytań. Kiedy znaleziono skarb? Co to jest za skarb? Bo zakładam, że ktoś musiał go kiedyś schować, żeby teraz kurdupelki mogły znaleźć. I dlaczego chcą go podarować Taiardowi? – kapitan Jorgen był wysokim i energicznym blondynem. Szkarłatna Kapitan ceniła go przede wszystkim za tę energię i wierność, a także dobry zmysł taktyczny
- O sprawie dowiedziałam się od mojego szpiega w Edinhall tydzień temu, a on z kolei przyniósł mi ją dwa dni po dokonaniu odkrycia. Czekałam aż przyjdzie, to było powodem mojego opóźnienia, pani kapitan. – perorowała arthanka – Skarb jest uważany za legendarny pierwszy transport wysłany przez samego Turna do Edinhall i zaginiony w drodze. Według opowieści liczył 50 skrzyń złota, czterokrotnie więcej srebra, niezliczone skrzynie miedzi i co najmniej jeden wóz wyładowany kamieniami szlachetnymi. Obawiam się, że jest to przybliżona wartość tego, co znalazły krasnoludy.
- Dzięki, Amiro. Krasnalki nie odważą się wieźć tego lądem ze względu na Demona. Zapewne powiozą na południe do jakiegoś małego portu i będą chcieli cichaczem przewieźć do Edinhall drogą morską. Liczą, iż na tak krótkim dystansie nie damy rady im nic zrobić.
- W takim razie proponuję abordaż. Wskakują cztery tuziny naszych na statek, terroryzują załogę i po kolei wynoszą wszystko, co warte zachodu. – wtrąciła się Sade
- Nie, to zbyt mało subtelne. W tak ważnych sprawach preferuję dyskretniejsze metody. Wolałabym sabotaż i dywersję od środka. Wkręcić kilku szpiegów i rozwalić akcję od wewnątrz. Nie brzmi lepiej? – skomentowała Carrolin
Rozmowa w podobnym tonie toczyła się jeszcze długo. Piątka piratów kreśliła po mapach, notowała pomysły, spisywała tuziny wariantów planów, wyjścia awaryjne i osoby, z którymi znajomości warto byłoby odnowić. Ostatnie dokumenty trafiły do teczki już późno w nocy., po opróżnieniu połowy zasobów alkoholowych kapitańskiego barku.
- Kalina, zostajesz na gospodarstwie. Sade zajmie się „Ostrym Tulipanem”, ty nie jesteś już w stanie biegać po masztach i drabinkach. Weźmiemy jeszcze „Fałszywego Skrzypka”, „Dziecko Szczęścia” i w odwodzie Jorgena na „Syrenie”. Wyruszamy za tydzień. Jorgenie, wiesz, co masz do tego czasu zrobić.
Ranek był mglisty, lepki i nieprzyjemny. Nawet szczury nie wystawiały swoich nosów z wygodnych norek. A jednak cała gromada piratów ciągnęła do portu, na swoje okręty wiedziona przez czwórkę kapitanów. Kalina rozgościła się tymczasowo w biurze Carrolin z zadaniem nadzorowania prawidłowego działania tego delikatnego mechanizmu, jakim było państwo LaLonde. Państwo bez granic, a jednak najbardziej stabilne z lintharyjskich.
Prócz powołanych na statki, w porcie zgromadziła się spora grupa rodzin i przyjaciół tychże, a także tych, którzy chcieli ujrzeć, jak majestatyczny „Fałszywy Skrzypek” rozwija żagle i wypływa z portu. Nie zawiedli się. Przy wtórze okrzyków Szkarłatna Kapitan wspięła się po trapie na pokład swojego ukochanego okrętu, ubrana w skórzane spodnie, luźną koszulę i kamizelę przewiązaną skórzanym pasem, z opaską na lewym oku i rudymi włosami rozwiewanymi przez silną morską bryzę. W prawej ręce trzymała ciężki obuch na długim trzonku, lewą zaś wymachiwała wykrzykując komendy. Na stanowisku obok do drogi sposobiło się „Dziecko Szczęścia” – statek niewielki, lecz szybko i zwrotny, prowadzony przez Amirę i świetnie do niej dopasowany. Jeszcze dalej tymczasowo kapitan Sade krótko przedstawiała sytuację oficerom „Ostrego Tulipana”. U wyjścia portu gotowy już Jorgen czekał na swojej „Syrenie” na towarzyszki.
Wiatr był sprzyjający, wiał od wyspy wypychając statki na pełne morze. Pierwsze płynęło „Dziecko Szczęścia”, za nim majestatyczny „Fałszywy Skrzypek”, potem zaś smukły „Ostry Tulipan”. Korowód zamykała „Syrena”. Odprowadzana entuzjastycznymi okrzykami grupa najwyborniejszych Szkarłatnych wyruszyła, by kolejny raz uprzykrzyć władcy na Edinhall życie.
Podróż mijała szybko i wyjątkowo spokojnie. Wieści o wypłynięciu najlepszych statków floty Carrolin LaLonde dotarła daleko za Morze, do nieznanych krain, skąd kupcy nie odważyli się wypłynąć z portu. Także okręty księstw Bofidell i Catheon pozostały niedaleko lądu czekając posłusznie na zapowiedziany transport z Gór Południowych. I nawet kutry rybackie nie wypuszczały się na połów czekając, aż szkarłatna bandera zniknie z pola widzenia. Naturalnie, król Taiard jako jeden z pierwszych dowiedział się o wycieczce Szkarłatnych i nie był na tyle głupi, żeby sądzić, iż jest to jeden z rutynowych rejsów odbywanych raz na jakiś czas. Mimo to pozostał spokojny, nie wysłał swojej floty na pomoc, ani nie zaczął rzucać kryształowymi kielichami o podobiznę LaLonde. Ze stoickim spokojem przesiadywał w Sali tronowej i wysłuchiwał zażaleń poddanych.
„Caithness” była wyjątkowym okrętem. Nie tylko dlatego, że zbudowały ją krasnoludy, bo przecież kilka łodzi ich autorstwa pływało dziś i niegdyś po Morzu. Jednakże „Caithness” była lekka, smukła, szybka i zarazem piękna, niczym galery konstruowane dawniej przez elfów. To ją właśnie wybrano do przewiezienia najcenniejszego krasnoludzkiego znaleziska ostatnich stuleci. Na mostku kapitańskim stanął jedyny człowiek, któremu krasnoludy naprawdę ufały – stary kapitan znany pod imieniem Ulisses. Jego historia była długa i zawiła, a w większości i bezlitosna. Ulisses był bowiem niegdyś jednym z najbardziej zaufanych ludzi Szkarłatnej Kapitan, by później po prostu znudzić się tym i uciec. Wiele lat ścigano go i próbowano zabić, a jednak jego istnienie Carrolin uważała za jedną z największych osobistych porażek. Dlatego właśnie cieszyła się na ponowne spotkanie z dawnym przyjacielem z nadzieją skutecznego i znacznego skrócenia jego żywota.
Dzień przed tym, który Ulisses wyliczył sobie na spotkanie ze Szkarłatnymi, „Fałszywy Skrzypek”, „Dziecko Szczęścia” i „Ostry Tulipan” zawinęły do portu w małej zatoczce i zaczęli tam wyładunek przywiezionych ze sobą dóbr. Zaraz też ściągnęli tam kupcy wszelkiej maści i rozpoczął się handel na wielką skalę. Tkaniny, klejnoty, przyprawy i broń były głównymi jego obiektami, jednak nie jedynymi. Sama kapitan z przyjemnością wywrzaskiwała swoje racje nad skrzyniami aromatycznego cynamonu, belami jedwabiu i pięknymi szablami. Zaniepokoiło to załogę „Caithness”, która w swojej podróży musiała minąć zatoczkę. W dodatku wiatr tak sprzyjający dla Szkarłatnych zupełnie „Caithness” nie pomagał. Kapitan z ciężkim sercem wydał rozkaz pełnej gotowości dla trzech tuzinów wojska oraz dwudziestu obecnych na pokładzie marynarzy. Stanął przy sterniku – niewielkim półelfie o chytrym wyrazie twarzy, którego umiejętnościom najmniej ufał i zamilkł wyglądając szkarłatnej bandery na horyzoncie.
Noc zapadła szybko. Słońce bynajmniej nie siliło się na spektakularny zachód pełen niesamowitej gry światła i krwistoczerwonych chmur odbijających się w krwistoczerwonej wodzie. Po prostu zaszło, a na jego miejscu pojawił się mały księżyc otoczony bladą łuną. „Caithness” skręciła łagodnie tak, aby marynarze zmęczeni nerwowym wyglądaniem obcych żagli nie zbudzili się. Na stojących w zatoczce statkach wszelkie lampy wygaszono tak, że jedyne światło dawały teraz te na krasnoludzkiej łodzi, było jednak na tyle słabe, iż nie sposób było zobaczyć, czy okręt znajduje się na pełnym morzu, czy między wysokimi klifami. Tym razem bliższe prawdy było drugie określenie. „Caithness” lekko zaryła dziobem w muł przybrzeżny. Szarpnięcie obudziło kapitana, który niczym oparzony wybiegł na pokład ze swojej kajuty. Tylko po to, by ujrzeć zapalające się lampy trzech okrętów otaczających jego oraz „Syrenę” odcinającą jedyną drogę ucieczki z zatoki. Chrypliwym okrzykiem zbudził swoją załogę, która zjawiła się niemal natychmiast. W ciszy przerywanej jedynie szuraniem stóp odezwał się jeszcze jeden chrypliwy głos, tym razem należący do kobiety.
- Kapitanie! Proszę zejść ze statku bez żadnej broni. Twoi ludzie także mają zostać na pokładzie. – rozkazała Szkarłatna Kapitan ukazując się w pełnej krasie na pokładzie „Fałszywego Skrzypka”
Ulisses wolał zejść, niż narazić się na atak czterech statków. Żaden z nich nie był co prawda tak duży, lecz wszystkie cztery stanowiły potęgę nie do pokonania dla „Caithness”. Nie żeby kapitan bał się o swoją załogę, zdecydowanie bardziej zależało mu na uchowaniu skarbu. Zszedł po linie do wody, której miał po kolana. Wolnym, posuwistym krokiem wyszedł na brzeg. Tam czekała na niego Amira i dwójka krasnoludów z jej załogi. Dyskretnie dali mu znać, że raczej są lepiej od niego uzbrojeni i powinien uważać na to, co robi.
- Nie oddamy wam skarbu, Carrolin. – rzekł krótko nie odwracając się nawet w stronę Amiry
Wszyscy wstrzymali oddech czekając, jak Szkarłatna Kapitan zareaguje na bezczelność, jaką bezsprzecznie było zwrócenie się do niej samym imieniem.
- Witaj, Ulissesie. – odpowiedziała spokojnie LaLonde i, wbrew zapewnieniom jakoby to arthanka miała prowadzić negocjacje, sama zeszła z „Fałszywego Skrzypka”, by stanąć twarzą w twarz ze starym kapitanem – Nie byłabym szczera rozpływając się nad niezwykłym zbiegiem okoliczności, który przyniósł „Caithness” dokładnie do tej zatoki, gdzie prowadzę handel ja. Jak zarówno witając cię słowami: miło cię widzieć, stary druhu.
- Witaj, Carrolin. Nie byłbym szczery twierdząc, że nie spodziewałem się tego. Na szczęście nie tylko ja byłem przewidujący. – równie beznamiętnie przywitał ją Ulisses
- Czyżby wielki i wspaniały władca wszechrzeczy Taiard któryśtam Miłościwy przygotował dla mnie jakąś niespodziankę?
- Niejedną. – zaśmiał się stary kapitan – Czego chcecie? – tym razem zwrócił się do Amiry bezbłędnie wyczuwając sztuczną hierarchię
- Wszystkiego. – bezczelnie wydymając drobne usta odpowiedziała Amira – Złota, srebra, miedzi i klejnotów. Nie martw się, damy radę to wszystko zabrać.
Ulisses rozejrzał się szukając wzrokiem Szkarłatnej Kapitan. Gdy nie mógł jej nigdzie dostrzec, w jego oczach pojawił się strach. Zwykły, ludzki strach kogoś, komu cały świat wali się na głowę. Kogoś, czyj genialny plan zawiódł.
- Dajcie nam odpłynąć. – poprosił zmęczonym głosem, siadając na piasku – Zabierzcie z tej biednej „Caithness” swojego szpiega i dajcie nam wrócić. Gdziekolwiek, byle daleko od tej diabelskiej kobiety.
- Sade?
- Tak, Amiro. Daj im odejść. Drogą lądową. Zostawiacie wszystką broń i odzienie, możecie zatrzymać bieliznę, jeśli dacie się wcześniej przeszukać. „Caithness”, oczywiście, zostaje. Od dziś pływać będzie pod szkarłatną banderą. – odezwała się po raz pierwszy kapitan „Ostrego Tulipana” – Ulissesie, miło było znów spotkać. A teraz spierdalać, póki mam dobry humor!
Dwie łupinki zwinęły żagle. Ich kapitanowie mało nie lejąc w gacie ze strachu, otworzyli ładownie. Ostrożnie piraci „Kanarka” przełożyli ciężkie skrzynie na swój statek. Carrolin LaLonde wykrzywiła wąskie usta w uśmiechu nasyconym perfidią i samozadowoleniem.
- Tuomasie, racz podać mi ze swojego biurka tę grubą kopertę zalakowaną moją pieczęcią.
Czarnowłosy elf posłusznie przyniósł kopertę i podał ją swojej kapitan. Ta zaś przekazała ją kapitanowi jednej z łupinek.
- To do waszego króla wszechrzeczy. Żeby nie zapominał, że Morze rzeczą nie jest, więc praw do niczego się na nim znajdującego nie ma. I że złoto nie jest dla głupców.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Esteban Borges
Administrator


Dołączył: 07 Lip 2008
Posty: 80
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: z nikąd.

PostWysłany: Pon 0:18, 19 Sty 2009 Temat postu:

Mi się osobiście podoba. Ale mi się dużo rzeczy podoba.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu Forum Kraina Lintharia Strona Główna -> Biblioteka Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1


Skocz do:  
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB Š 2001, 2005 phpBB Group
Theme bLock created by JR9 for stylerbb.net
Regulamin